Zawsze myślałem, że mój świat będzie pachniał świeżym drewnem i klejem. Nazywam się Stanisław, jestem lutnikiem. Specjalizuję się w budowie i naprawie skrzypiec. Przez czterdzieści lat moje życie to było drewno, struny i dźwięk. Każdy instrument, który wyszedł spod moich rąk, miał duszę. Potrafiłem rozpoznać pochodzenie skrzypiec po samym zapachu drewna, po brzmieniu. Aż do dnia, kiedy podczas pracy z chemikaliami do konserwacji dostałem ostrej alergii. Obrzęk krtani, szpital, wyrok: "Nigdy więcej nie może pan pracować z lakierami i rozpuszczalnikami".
Mój warsztat stał się pułapką. Narzędzia, które były przedłużeniem moich rąk, stały się bezużyteczne. Bez możliwości lakierowania i konserwacji nie mogłem wykonywać swojego zawodu. W wieku sześćdziesięciu lat stanąłem przed perspektywą zamknięcia pracowni, która była moim życiem. Mój wnuk, widząc moją rozpacz, powiedział: "Dziadku, może czas na zmiany? Coś zupełnie innego?" I pokazał mi vavada bonus. To brzmiało jak herezja. Bonus w kasynie? Dla kogoś, kto całe życie pracował w ciszy i skupieniu?
Ale w mojej sytuacji, gdy już myślałem o sprzedaży warsztatu, postanowiłem spróbować. Było to tak sprzeczne z wszystkim, co znałem, że może właśnie dlatego mnie zaintrygowało. Zarejestrowałem się. Skorzystałem z bonusu. Pierwsze spotkanie z platformą było jak wejście do hałaśliwej hali fabrycznej po latach spędzonych w cichym warsztacie.
Jednak po kilku dniach mój lutniczy umysł zaczął działać. Zacząłem analizować gry jak nowe instrumenty. Każda gra miała swoją "akustykę", swoje "brzmienie", swoją "dynamikę". Zacząłem wyczuwać ich charakter. To nie była już bezmyślna zabawa - to było badanie nowych struktur, nowych mechanizmów.
I wtedy, podczas gry o tematyce muzycznej, gdzie symbole układały się w klawisze i nuty, poczułem coś znajomego. To było jak strojenie instrumentu - wymagało cierpliwości, precyzji, delikatnego dotyku. Grałem z wyczuciem, jakbym dopasowywał struny. I wtedy to się stało - seria wygranych, która dała mi kwotę, o jakiej nie śmiałem marzyć.
Te pieniądze nie pozwoliły mi wrócić do pracy z lakierami. Ale dały mi coś o wiele cenniejszego - pomysł. Stworzyłem pierwszą w Polsce szkołę budowy instrumentów dla osób z alergiami. Uczę jak budować skrzypce używając naturalnych, bezpiecznych materiałów, opracowałem własne metody konserwacji bez użycia chemikaliów. Moi uczniowie to często młodzi ludzie z podobnymi problemami, którzy myśleli, że nigdy nie będą mogli zająć się lutnictwem.
Vavada bonus, który na początku był dla mnie tylko desperacką ucieczką, okazał się narzędziem, które pomogło mi odnaleźć nową ścieżkę w moim zawodzie. Nauczył mnie, że czasem ograniczenia nie oznaczają końca pasji - oznaczają tylko, że trzeba znaleźć nowy sposób jej realizacji.
A ja, lutnik, który myślał, że stracił wszystko, odkryłem, że wciąż mogę tworzyć - tylko inaczej. Zamiast budować instrumenty sam, uczę innych jak to robić. I to wcale nie jest mniej satysfakcjonujące. Wręcz przeciwnie - może nawet bardziej, bo widzę jak moja wiedza i doświadczenie pomagają kolejnemu pokoleniu odkrywać magię muzyki. A mój warsztat znów tętni życiem - tylko że teraz pełen jest nie tylko dźwięków skrzypiec, ale i głosów tych, którzy chcą się uczyć.